paryskim korcie
Odyseja Nadala, która zaczęła się rok temu od porażki z Söderlingiem w IV rundzie, zakończyła się wczoraj dokładnie w tym samym miejscu - na paryskim korcie centralnym im. Philippe'a Chatriera. Nadal, mając po przeciwnej stronie siatki tego samego rywala, tym razem ograł go bezlitośnie 6:4, 6:2, 6:4.
Hiszpan po paryskiej klęsce przed 12 miesiącami zupełnie się pogubił. Miał ogromne problemy z kontuzjami, głównie z chronicznym zapaleniem ścięgien w kolanach, które pociągnęło za sobą także utratę tytułu na Wimbledonie (w ogóle nie wystartował) oraz stratę pierwszego miejsca na liście ATP. Jego sytuacja wydawała się wtedy beznadziejna. Wielu ekspertów wieszczyło już nawet koniec Nadala. Coraz głośniej mówiono, że jego gra jest zbyt energochłonna, że tenis oparty na ciągłym bieganiu, i defensywnej top-spinowej przebijance nie ma przyszłości.
Hiszpan kilka chwil po ostatniej piłce usiadł na krześle obok kortu i zaczął płakać. Łzy na pewno były szczęśliwe, zwycięskie, ale pokazywały też, jak wielkie emocje kipiały w Nadalu, jak dużo nerwów i pracy musiał kosztować go finał i cały ostatni rok. - Jeszcze nigdy na korcie nie czułem takich emocji - przyznał później Nadal po francusku, za co dostał potężne brawa od kibiców na korcie.